Znow wsiadamy do autobusu i znow jedziemy... Wlasnie zdalam sobie sprawe z tego, ze ten odcinek podrozy będzie najbardziej wyczerpujacy, bo nie będzie czasu na odpoczynek a już jestesmy zmeczeni. Jeżeli chcemy zobaczyc to co zapalanowalam, będziemy musieli spedziec duuuzo czasu w autobusie, klasc się spac pozno a wstawac wczesnie ( z tym sa najwieksze problemy).
A teraz trzeba się zdecydowac na jedno z trzech miejsc ( co wcale nie jest latwe), w których można podziwiac ruiny miast. Od razu rezygnujemy z Tulum, bo to oznaczaloby to cofanie się a nie poruszanie do przodu. Myslalam, myslalam i wykombinowalam, ze pojedziemy do Chichen-Itza, bo będzie latwiej (choc i tak nie latwo) i jak wynika z przewodnikow to miejsce jest najbardziej interesujace. Uxmal pozostawie sobie na nastepny raz:)
Nie zdziwilismy się widzac tlumy turystow z przywieszonymi na szyi aparatami z roznymi kalibrami obiektywow i po szybkim posilku wtopilismy się w tlum. Nie ukrywam, ze pstrykalam zdjecia gdzie się dalo i ile się dalo i cieszylam się z tego, ze wlasnie mam okazje stawiac stopy w miejscu, gdzie niegdys chadzali sobie Majowie ( potem wprosili się tam Tolekowie). Ogladniecie calosci zajelo nam okolo 3 godzin, bo jest to dosc obszerny teren. Coz mam napisac wiecej... swiecilo slonko, niebo mialo przepiekny, niebieki kolor a turysci otwarte z wrazenia buzie. My byliśmy zmeczeni ale zadowoleni:)