Jedziemy pociagiem Los Mochis - Creel. wybralam te miejscowosc, poniewaz jest gdzies w polowie drogi do Chihuahua, co oznacza, ze gdzies pomiedzy kanionami.
Od 30 min znajdujemy sie w kanionie i nie moge odkleic sie od szyby. Skaly robia ogromne wraznie. Sa roznokolorowe, porosniete kaktusami i tymi drzewami, ktore zawsze tylko widzilam na obrazkach, a kotrych nazwy nie znam. Najbardziej podoba mi sie to, ze tory zbudowane sa 1-2 m od przepasi lub prowadza przez mosty nad rzekami/przepascia, co daje poczucie 'bliskosi' z natura i lekki dreszczyk emocji. Jeszcze nie dojechalismy na miejsce a juz mi sie podoba. Teraz czuje sie jak w malym raju:)
Creel jest malym, strasznie zimnym (szczegolnie w nocy!) miasteczkiem polozonym w przepieknym miejscu, w ktorym zachowla sie kultura ludu Taraumara (w ich jezyku Raramuri czyli ten, kto szybko biegnie).
Ludzie ci zyja w kanionach, zajmuja sie zwierzetami i rzemioslem. Plota koszyki, robia bebenki oraz koraliki z nasion. Kobiety ubieraja sie w kolorowe spodnice i nosza na plecach dzieci w hustach. Buty to podeszwa z rzemykami przewiazanymi dookola kostki.
Tarahumara maja swoj wlasny jezyk. Zyja bardzo, bardzo spokojnie i tak samo biednie.
Niestety z mojej winy nie bedzie najlepszych zdjec Tarahumara, jakie udalo mi sie zgromadzic... ani zdjec jeziora.
W ciagu jednego dnia doszlismy do Lago Arareko oraz do Cascada Cusarare polozonego w wiosce Tarahumara Cusarare. Po drodze nie bylo zadnego rodzaju drogowskazow ale miejscowi sa bardzo przyjazni i pokazali nam droge. Jedna sprytna dziewczynka pokzala nam droge do wodospau, po czym poprosila o 5 pesos za przysluge:)
+info
Wiem, ze to nie miejsce na reklamy ale gdybyscie nie wiedzieli, gdzie spac w Creel, to bardzo polecam Hostel La Pasada de Creel. Spotkacie tam milych, przyjaznych ludzi, ktorzy naprawde chca pomoc lub porozmawiac a nie wyciagnac pieniadze.
Nie dajcie sie namowic na zadna wycieczke do wodospadu, bo kosztuje duzo pieniedzy a rownie dobrze mozecie zlapac autobus lub stopa do wodospadu, tak jak my to zrobilismy.