Mam problem, bo nie wiem gdzie umiescic te czesc podrozy. Droga pomiedzy Batopilas a Urique to jeszcze Batopilas czy juz Urique?
Mylsalam, ze uda nam sie pokonac wyznaczony dystans w ciagu dwoch dni. I moze bysmy to zrobili, gdybysmy zaczeli wedrowke pierwszego dnia o 6 rano a nie o 13:30. Szlismy trzy dni...
Wyruszamy pelni zapalu: ja, Miguel, nasz przewodnik, jego kon i osiolek z naszymi bagazami.
Pierwszy dzien nie byl najgorszy: po czterech godzinach marszu bez zadnej przerwy zaczela sie godzinna wspinaczka pod gore. Spalismy u przyjaciela pana przewodnika. Dostalismy z Miguelem calkiem niezla miejscowke w przedsionku domu bez drzwi, swiatla i podlogi. Gospodarz podzielil sie trzema kocami. W ten sposob tej nocy przespalam trzy godziny na lozku polowym. Zaplacilismy za to jak za polowe najtanszego hostelu.
Drugi dzien zaczal sie o 7 rano. Wyruszylismy o 8 i pozniej zalowalam, ze tak pozno.
Idziemy w gore, w gore i w gore. Idziemy przez rzeki i lasy, sciezki szerokie i te mniej bezpieczne: waskie na jedna osobe. Widzimy kanion w calej okazalosci i wszystko co tam zyje. Idziemy dziesiec godzin z jedna 20 min przerwa, bo pan przewodnik nie chce sie wiecej zatrzymywac. Dalej nie jestesmy na miejscu a juz robi sie ciemno. Jest ciemno. Jestesmy wyczerpani trudna droga, zwierzeta nie chca isc dalej. Szukamy noclegu. Okazuje sie, ze pani, ktora moglaby nas przenocowac ma juz gosci, wiec nie moze nam pomoc. Jednak pamietamy, ze wczesniej mijalismy inny dom. Chwilowo los sie do nas nie usmiecha: w domu nie ma wlasciciela. W trakcie oczekiwania znajdujemy trzeci dom a przy nim 10 letnigo chlopczyka Tarahumara. Wlascicel jest nieobecny a cholpiec nie ma kluczy do domu i spi owiniety w koc na dworze. Z mysla o tym, ze te noc spedzimy pod golym niebem, chlopaki organizuja cos nieprzemakalnego, zeby mozna bylo sie na tym polozyc oraz platy uszuszonego krowiego miesa, ktore za chwile usmarza na ognisku (przy drugim domku). Ognisko dogasa, lozka poscielone. Zasypiam mocno przytulona do Miguela z komorka w reku (moje jedyne zrodlo swiatla). I kiedy juz pogodzilam sie z mysla spania z mrowkami i zasnelam... wlasciciel domku trzeciego zgarnia nas do siebie:) Dostajemy dach nad glowa, drzwi, dwa lozka polowe i koce. Placimy za to jak za najtanszy hostel.
Dzien trzeci to zmiana przewodnika. Ten pierwszy wraca do domu ( naprawde mu wspolczulam myslac o tej drodze), natomiast drugi doprowadza nas w ciagu kolejnch czterech godzin do miasteczka D. Droga jest trudna. Schodzimy ciagle w dol po ruszajcych sie kamieniach, sciezka jest bardzo waska. Spalismy nie duzo, jedlismy nie wiele, o prysznicu nawet nie wspomne. To wszytko powoduje, ze jestesmy naprawde zmeczeni. Ostatnim odcinkiem naszej podrozy okazuje sie koryto rzeki Urique z kamieniami koloru szarego, niebieskiego, rozowego i fioletowego.
Doszlismy do maisteczka D. Jeszcze tylko 45 min. jazdy samochodem dzieli nas od celu...
c.d. nastapi.