A rano - jak to w Rumunii - znow niespodzianka. Podobno sa trzy autobusy do granicy (???), jeden z nich pojechal o 7 rano. Tubylcy mowia, ze nie ma innych polaczen, za to jest Taxi za 400 lei na Wegry lub za 10 do granicy. W drodze do granicy kierowca zauwaza autobus, ktory jedzie do granicy (numer 52 - nikt nie mial pojecia o jego istnieniu - ???) Kierowca wysadza nas na najblizszym przystanku i zgarnia 10 lei. W autobusie nie musimy placic za bilet.
na granicy zdziwiony celnik pyta, gdzie jest nasz samochod. Eeeee... no nie ma, bomy podrozujemy autobusem i na nogach. Dlaczego celnik byl zdziwiony? Bo po stronie wegierskiej dlluuuugo nie ma nic. No to lapiemy stopa do Mateszalka. Stamtad jest juz autobus do Nyíregyháza. Tutaj robi sie troche smutno... Dorota wraca do Polski. Od teraz powoli koncze podroz sama.
Nyíregyháza spodobalo mi sie od razu. To zywe, studenckie miasto, w ktorym stare laczy sie z nowym. Wody teramalne sa dzis nieczynne, ale moze jeszcze bedzie szansa w innym miescie. Zimno....